Day 001/Km 0/ Delhi
There are still too many to be told... I left my soul in Mexico, but now I am heading new adventure: Asia! I've been to Israel for a few months, to Turkey a few times, but now it is time to plunge in Asia. I am staring in India! The country I have always dreamt to go. Is it Incredible India? I hope.
Dzień Pierwszy/Km 0/Delhi
Meksykańskie historie muszą poczekać na swoją kolej, kiedyś do nich jeszcze wrócę. Teraz witaj przygodo: jadę do Azji. Kolejna wycieczka ma potrwać prawie pięć miesięcy zaczynam w Indiach a potem Nepal, Sri Lanka, Tajlandia... Byłem już wcześniej w Azji, ale Turcja czy Izrael tak naprawdę leżą na granicy dwóch cywilizacji wschodniej i zachodniej, więc nie można na nich bazować swojej wiedzy o tym kontynencie. Do grudnia będę zgłębiać kulturę, tradycję, przesądy Azjatów, starał się zmienić stereotypy, nauczyć rozróżniać się Wietnamczyka od Laosanina, jeść dużo ryżu najpierw prawą ręką a potem już pałeczkami, ćwiczyć jogę i pewnie wiele więcej, a wszystko wyjdzie w praniu.
Do Delhi przyleciałem z Lufthansą i jak zwykle punktualnie i niezawodnie, podobno prawie tak jak przedwojenne pociągi. Już na lotnisku okazało się, że WBK wydaje karty dolarowe, które niekoniecznie działają zagranicą i chyba przeliczają wszystko na złotówki (rupie-dolary-złotówki-dolary), ale to chyba nie może być prawda?! A potem już było tylko gorąco i parno, parno i gorąco. Przepłaciłem za poleconą wcześniej Meru Taxi, ale czego nie robi się dla bezpieczeństwa w czasach płynnej nowoczesności (?) i dotarłem klucząc gdzieś po ciemnych ulicach Delhi do Moustage Hostel. Po drodze napotkaliśmy na ogromny ruch, setki obładowanych po dachy ciężarówek przemierzało zatłoczoną obwodnicę miasta. Czemu? Nie zdziwiło mnie, że nie było prądu, nie tyle co w moim hostelu co w całej okolicy. Do północy topiłem się w moim hotelowym łóżku przy trzydziestu stopniach. Na szczęście prąd wrócił, głośny kilmatyzator zawył i odrazu zrobiło się chłodniej. Nowy dzień nie przyniósł wiele niespodzianek.
No comments:
Post a Comment