Sunday 10 August 2014

Day Five/ Dzień Piąty -Jaipur



Day Five/Km 303/ Jaipur- the most dirty city in the world?

I must have did it wrong! The Jewel of Rajasthan disappointed me a lot. It was supposed to be amazing Pink City - it was dirty, noisy quasi-city.

I arrived to Jaipur in the rainy evening, it is never in favour of any city, even Venice or Barcelona in rain look as if they just woke up after all night party. The next day in the very morning I went to the Pink City. It was madness, tuk tuk, cars, rickshaws, motorbikes were running around like crazy - we might want to find a different world for traffic to express what happens on the streets in India, constant, unorganized, honking chaos. Either way.
I thought passing the Old City walls will take me to a peaceful and beautiful place, I couldn't be more wrong. I got to this massive bazaar-workshop-like street and it started to rain.
Thanks to God (Vishnu I think) I sheltered in a temple. A monk who was running the temple invited me inside and told me a bit of the story of Jaipur and the temple, he advised not to enter City Palace or Hawa Mahal- I thought he must be wrong, everyone is saying differently. Once it stopped to rain I went to the Hawa Mahal, as fast as I entered I left disappointed, the best was the view over Jaipur urbanistic nightmare. The same happened in City Palace, Monkey Temple or Mantar Jantar.
I am wondering who and how did such an amazing PR?- I will hire you guys.

I left Jaipur for Pushkar the very next morning.




Dzień Piąty/Km 303/ Jaipur czyli najbrudniejsze miasto świata.

Miało być różowe, zabytkowe, turystyczne, piękne, klimatyczne a i niepowtarzalne. Perła Rajhastanu. Kogoś chyba mocno poniosła wyobraźnia ?

Do Jaipuru wjechałem wieczornym pociągiem w strugach deszczu Rano obudził mnie hałas, łoskot, trąbienie i warczenie silników tuktuków i starych, zdezelowanych autobusów. Na zwiedzanie wyruszyłem w towarzystwie dzień wcześniej poznanego Turka z Antalayi. Jak udało nam się dojść do murów starego miasta, po uprzednim niemal-ogłuchnięciu, przekroczyliśmy New Gate z nadzieją na mniejszy ruch i jazgot a może wreszcie coś ładnego. Bzdura! Przemierzając długi niby to targ, niby wielki warsztat samochodowy złapał nas deszcz na szczęście schronienia udzielił nam buddyjski mnich i wspominał, że City Palace - sztandarowy zabytek Różowego Miasta- wygląda tylko ładnie z zewnątrz a w środku nic nie ma, podobnie Hawa Majal. Niedowierzając, po tym jak tylko skończył się deszcz ruszyliśmy dalej. Hawa Majal, jak mówi przewodnik, to pięcokondygnacyjny Pałac Wiatrów i najważniejszy zabytek w mieście. Weszliśmy i wyszliśmy. Gdyby nie widok z najwyższego punktu wieży żałowałbym tych 50 rupi.
Z góry widziałem, że kolejny zabytek czeka na nas za wielką bramą. Po tym jak przemierzyliśmy wielki, zapuszczony plac, gdzie oprócz wysypiska śmieci i pasących się swobodnie krów, owiec, osłów, wesoło biegających prosiaków teren bagnił się, a w oddali widać było rzutko rozrastający się śródmiejski slums. Okazało się, że wejście do City Palace jest droższej kosztuje aż 400 rupi...
Czekało mnie kolejne rozczarowanie. Jak się okazało za chwilę, że oprócz trzech dziedzińców otwartych dla zwiedzających jest tutaj przede wszystkich dużo handlarzy różnej maści, od tych co malują henną, przez sprzedawcy galanterii skórzanej, jedwabie i obrazy. Znów szybko wyszliśmy. Kolejno zawiodły mnie Jantar Mantar czy Świątynia Małp, o której świetnie kiedyś opowiadała na dwójce Krystyna Czubówna.

Z samego rano wyjechałem do Pushkaru.

I powtórzę genialnego Stasiuka:

"Miasta w tej części kontynentu to są wypadki przy pracy, dzieła przypadku i dobrych chęci. Na zdrowy rozum nie powinno ich tu być...Zwłaszcza w krajach, które przypominają ogromne wsie. Wieśniacy nie potrafią budować miast. Wychodzą im totemy jakichś obcych bóstw. Środek jeszcze jako tako zmałpowany, ale przedmieścia wyglądają zawsze jak poroniony przysiółek. Hipertrofia powierzchni magazynowej i stracony smutek. (...) ." 

No comments: