First rays of sunrise sun
coming through the blind had woken me up. I realized that I am in the
bus. I checked my watch, it was seven in the morning. I was already
in Zacatecas State, soon arriving to the capital. Overnight the
landscape has changed drastically. Spacious flatlands with a few
burnt-out bushes, yellow grasses and cactuses replaced green and
fertile mountains of central Mexico. There were less people, less
cars, less houses, less everything. Finally. Real Mexico is out of
DF.
Sun is different this
days. I can't use to it. For me the summertime is not over, mainly
because of pretty high temperature, the fact that I still wear
t-shirt and flip-flops instead of thick wool coat and warm gloves.
Rays are not that hot though, the morning and the evening ones are
very long, orange, and not that bright. The sky took on a different
colour too, it is not so bright and blue is definitely different.
Frankly, it is hard to explain. You have to come over and see that.
When I arrive to Zacatecas
I knew I am in north Mexico. The vaqueros (cowboys) were all over the
place. A white-ish cowboy hat, a handmade leather boots, a pair of
jeans reveals the true. Two years ago I would bet that I am in Texas,
but south of USA is mexican. Well, it used to be Mexico, but
someone(!) trade it.
At the very begging I was
a bit lost. I took the first local bus to the centre and once it was
passing by the first historic-looking church I hop-off. Too early.
Then I lost in messy grid for at least an hour looking for anyone
that could help me. Finally following the aqueduct I got to the
charming city centre.
What is worth seeing in
Zacatecas? First of all the the city. Weaving narrow streets and
callejones you will discover the history of a former capital of
silver. Each corner hides a new secret, a plaza, a panoramic view
over the valley, baroque church, an artesian candy shop...
Museo Pedro Coronel was a
big, very big, positive surprise. When your guide book says a modern
art museum and it is in the middle of nowhere, you are not expecting
a lot. I shouldn't judge so fast, I am really ashamed. The museum has
a breathtaking collection of drawing starting from Braque, Picasso,
Ernst through Dali, Chagal, Miro to Orozco and Rivera. Mind
blowing... Besides they have a small collection of ancient art form
all over the world. It would nothing special, but they exibit the
pieces from Indonesia, Angola and Mexico next to each other to
emphasize the similarities. <3
If possible, I and
probably everyone, wants to see the city form above. To admire the
genius of the one who designed, of the one who redesigned it
(community), the simple beauty of colourful rooftops, green parks,
people passing by... You have to climb pretty steep stairs to get to
the lower station of teleferico, which will take you to the Cerro de
la Buffa. There is a church, monument, viewing platform there and the
view. It is windy there.
In the ex-convent of
Franciscans there is the next stunning museum.
The question: "To a
museum or for an exhibition?" was more than actual there. The
place is know as a Mask Museum. No without a reason - it has a
collection of 1en thousand masks! So you can wander around hours and
discover ones from Veracruz, ones from Chiapas or Tabasco. After
seeing probably two hundreds you don't wanna see more, but to leave
you have to pass all of them.
But... before you start
the mask-education you enter in a fairytale land- the convent. It
reminds me of the history Romeo and Juliet, though is nothing like
Verona.
I can imagine Romeo in the
patio calling:
But soft! What light
through yonder window breaks?
It is the east, and
Juliet is the sun.
Arise, fair sun, and
kill the envious moon,
Who is already sick and
pale with grief
Genius loci of the convent is worth to admire. You just want to sit
and think. What happened there? Who was living here three hundred
years ago? Was it like that? Did they even realized how beautiful is
this place?
I had
to leave Zacatecas late afternoon. All the hostel were booked. I
decided to spent a night in a nearby pueblo magico-Jerez.
Obudziły mnie
promienie porannego słońca. Byłem w autobusie, spojrzałem na
zegarek. To dopiero siódma rana. Byłem już w Zacatecas, wkrótce
powinienem dojechać do stolicy stanu. Krajobraz północy znacznie
różni się od okolic Miasta Meksyk. Bezkresne równiny, spalone
słońcem karłowata drzewa, porozrzucane kaktusy, wielka otwarta
przestrzeń. Bez ludzi, bez samochodów, bez miast. Cisza i spokój.
Chciałoby się powiedzieć: Witamy w Meksyku!
Ostatnio słońce
jest jakieś inne. Trudno się do tego przyzwyczaić. Dla mnie lato
ciągle trwa. Wieczny sierpień. Promienie słoneczne nie są już
tak gorące, ale potrafią poparzyć skórę. Mają ciepły
pomarańczowy kolor i nie są tak jasne. Drzewa, domy, ludzie
rzucają długie, wyraźne cienie. Niebo mimo, że niebieskie i
bezchmurne, też jest jakieś inne. Nasze zimowe niebo w słoneczne
dni przyjmuje intensywny, głęboki szafirowy kolor, to jest dużo
jaśniejsze, jakby nie starczyło farby.
Kiedy dojechałem
na dworzec zacateński wiedziałem, że jestem na północy. Południe
Stanów Zjednoczonych i Meksyku muszą być do siebie podobne,
przecież w końcu do niedawna były jednym państwem. To kraina
kowbojów. Prawdziwy vaquero ma długie, skórzane buty
najlepiej brązowe z długim szpicem i na dość wysokim obcasie,
czasami ze skóry kajmana lub węży, jasny kapelusz z wełny lub
włosia króliczego, skórzany pasek, niebieskie jeansy Wranglera (!)
i jasną koszulę.
Uwielbiam krążyć
i gubić się w gęstwinie małych uliczek, iść przed siebie i
błądzić, napotykając na barokowy kościół, niewielki plac z
drzewami pomarańczy, mała czekoladziarnię gdzie mogę
wreszcie zobaczyć jak się się ją wytwarza i jak smakują owoce
kakaowca, taras z którego rozciąga się widok na miasto. To czeka w
Zacatecas.
Gdy się już
znalazłem i pogodziłem z moją mapą poszedłem do Museum Pedro
Coronel. Sceptycznie podchodzę do muzeów sztuki nowoczesnej gdzieś
na prowincji, daleko od tego gdzie wszytko się dzieję. Biję się w
pierś i jest mi wyjątkowo wstyd, że tak właśnie pomyślałem i
tu. Kolekcja rysunków jest imponująca jest Braque, Picasso, Ernst,
Miro, Chagal, Dali, Arp, Orozco, Riviera i więcej... Można
zapomnieć o bożym świecie.
W tym roku chyba
nie pojadę kolejką na Kasprowy Wierch. Zastąpić to, prawie, może
teleferico na Cerr de la Buffa. Żeby dostać się na górę
najpierw trzeba pokonać chyba z tysiąc stromych schodów, które
prowadzą na stację dolną, żeby tam wsiąść do wagonika.
Maszynista-przewodnik opowiada historię miasta i miejscowe legendy,
pokazuje wszytko co należy zobaczyć.
Na górze jest
kościół, w którym para młoda szykuje się do ślubu, punkt
widokowy i mauzoleum.
To co najlepsze zostawiłem sobie na
koniec- Muzeum Masek. Jak dla mnie dziesięć tysięcy (!) masek nie
jest powodem, żeby tam przyjść. Samo miejsce jest jak z z dramatów
Szekspira. Stare popękane mury, kamienne łuki, rozwarte kopuły,
zielone ogrody z kwitnącymi magnoliami i forsycjami, balkon, taki na
którym czekała Julia, płożące się drzewa oliwne, cyprysy... i
pomyśleć, że był to kiedyś klasztor franciszkański
Wyjechałem z miasta tuż przed
wieczorem, wszystki miejsca w hotelach zajęte, niebawem miałem
dojechać do Jerez.