ENG
Michoacan abounds in
wonders. This time the trip was about going
for a Film Festival in Morelia, but we (this time I was traveling
with local folks) decided to go first to Patzcuaro,
next pueblo magico.
The town and the lake
region (Lago de Patzcuaro) is well-known
for colorful, magical and mystic it's celebration of Dia de los
Muertos (Day of the Dead). When thousands of locals and bystanders
are coming to see a still vivid tradition. I wish to be one of
them-next year?
The way from Mexico City
leads through the quiet mountains and
valleys, once you leave the urbanized area you finally feel that you
are in North America. Four lanes highway meandering thorug virgin
landscape, huge open spaces, wetlands and lakes, forest...this is
probably what I miss the most the nature. In Europe, at least in the
part where I am from, the wildness is at arm's length. Here (from DF
point of view) it is so far away.
Patzcuaro is one of the
places in the world that has this thing.
Today probably we would say X Factor
:) It seems like I am repeating myself saying that this is a
beautiful colonial town, but what should I say if it is a true. There
are two garden type squares (Plaza Grande
and Plaza Chica) surrounded by colonial or historical buildings
and of course a nice church and a
market as a standard set of latin city.
One of the sights you
should see here
is Casa de los Once Patios. I would say this is a supreme achievement
of colonial residential architecture. Eleven patios.
Each one has a different atmosphere,
structure and purpose. The gorgeous semi-open entrance patio has a
small fountain, the one in the east corner a spectacular view on the
city, other is a garden. It is a shame the not all of them are open
for a public view. I was wondering only why
there was no restaurant there, people, especially couples loves this
vibe.
The other wort-seeing
place is, obviously, a church -Templo de la Comañia, with a wooden
(!) mosaic parquet...Hopefully soon they will open the Antiguo
Hospital de Santa Marta.
I spent there one
afternoon. Only
PL
Michoacan to stan
położony nie więcej niż trzy godziny jazdy samochodem od stolicy.
Tym razem wybrałem (ba, wybraliśmy się z miejscową ekipą) aby
zobaczyć Festiwal Filmowy w Morelii, ale zanim tam dotarliśmy na
chwilę zatrzymaliśmy się w Patzcuaro.
Miasteczko i jezioro
nad którym prawie leży a nazywa się tak samo znane są wszech i
wobec z kolorowego Święta Zmarłych (Dia de los Muertos). Podobnie
jak u nas rodziny spotykają się aby spotkać się z bliskimi na
tamtym świecie. I na tym podobieństwa się kończą, tu jest to
jedno z najweselszych świąt. Meksykanie jedzą i piją na
cmentarzu, na parę dnie przed ustawiają ofiary dla zmarłych
Wygląda to mniej więcej jak ołtarz, na którym ustawia się ofiarę
dla nieboszczka z rzeczy, które lubił, więc oprócz jedzenia
często pojawia się alkohol czy ulubione przedmioty. Kiedyś napiszę
więcej o tym szczególnym święcie.
Droga ze stolicy
wiedzie przez góry i doliny, wielkie otwarte przestrzenie,
przepaści, jeziora i wszystko co można sobie wymarzyć. Jak tylko
uda się wyjechać z Miasta Meksyk, poza zabudowania, przyroda
pokazuje się w całej swojej krasie. To chyba jest coś czego bardzo
mi tutaj brakuje, dzikiej przyrody, dostępnej na wyciągnięcie
ręki.
Patzcuaro to jedno z tych
miejsc. Ma ono w sobie to Coś, co trudno jest określić i za to Coś
je lubię.
Chyba powoli robię się monotematyczny w tym
moim zachwycie nad wszystkim, pisząc jakie coś jest wspaniałe,
piękne, cudowny, oszałamiające etc. Ale cóż mam pisać jak tak
jest i będe clichè
Mógłbym właściwe kiedyś wspomnieć o
gangach w Sonorze, kartelach narkotykowych czy jak spadł śmigłowiec
z Ministrem Spraw Wewnętrznych (tutaj to tzw, numer dwa w państwie),
ale po co, chyba jedynie po to żeby moi rodzice osiwieli i każdy
bał się odwiedzić Meksyk. Lepiej będę pisał o motylkach
(niebawem jadę zobaczyć Monarcha Mariposa).
W Patzcuaro są dwa place, jeden nazywa się
duży (Plaza Grande) a drugi mały (Placa Chica) i oba otoczone są
bądź to kolonialnymi bądź to historycznymi budynkami, po środku
stoją fontanny a dokoła snuja się miejscowi i kilku zagubionych
turystów. Generalnie cud, miód i orzeszki aż nie chcę się
wyjeżdżać.
Co warto zobaczyć w Patzcuaro? Z całą
pewnością Dom Jedenastu Dziedzińców. Jak dla mnie szczytowe
osiągnięcie architektury kolonialnej. Każde patio jest inne,
wejściowe na wpółotwarte otoczone kolumnadą, z tego po wschodniej
stronie można obserwować dachy miasta a jeszcze inne to niewielki
ogród. Aż chciałoby się tam zamieszkać.
No comments:
Post a Comment