Pie de la Cuesta
Word playas is the only one that can describe mexican beaches: the sound of roaring waves, spectacular white sands, palm trees, surfers, hammocks, great parties, amazing people and a cold Pacifico beer. Do you remember reading Moby Dick and dreaming about Pacific? I was one of the boys dreaming to meat Pacific.
There is, one knows not what sweet mystery about this sea, whose gently awful stirrings seem to speak of some hidden soul beneath; like those fabled undulations of the Ephesian sod over the buried Evangelist St. John. And meet it is, that over these sea-pastures, wide-rolling watery prairies and Potters’ Fields of all four continents, the waves should rise and fall, and ebb and flow unceasingly; for here, millions of mixed shades and shadows, drowned dreams, somnambulisms, reveries; all that we call lives and souls, lie dreaming, dreaming, still; tossing like slumberers in their beds; the ever-rolling waves but made so by their restlessness.
(...) this serene Pacific, once beheld, must ever after be the sea of his adoption. It rolls the midmost waters of the world, the Indian Ocean and Atlantic being but its arms. The same waves wash the moles of the new-built Californian towns, but yesterday planted by the recentest race of men, and lave the faded but still gorgeous skirts of Asiatic lands, older than Abraham; while all between float milky-ways of coral isles, and low-lying, endless, unknown archipelagos, and impenetrable Japans. Thus this mysterious, divine Pacific zones the world’s whole bulk about; makes all coasts one bay to it; seems the tide-beating heart of earth. Lifted by those eternal swells, you needs must own the seductive god (...)
Now I've been living in Mexico for three years, I travelled it the length and breadth and I wish to share my thoughts, knowledge and experience starting with playas.
Even though I will have to divide it in a few posts, there are so many amazing beaches I've been too and I don't wanna miss any of them. I will be writing region by region, starting with Pacific beaches of Guerrero, the closest beaches to Mexico City to continue with Oaxaca, Costa Maya, Golfo de México and California.
World famous Acapulco. Even your mother heard about this beach, in the sixties it was the place to be, where Elvis was diving from La Quebrada cliffs and Love Boat was mooring with Grace Kelly on board. Not any more. The decay of the city is really sad, the water in the bay is very dirty and the crime level is one of the highest in Latin America, doggy nightclubs attracts drug dealers and prostitutes, it is polluted and very loud. All the charm is gone.
Acapulco Diamante. They call it a new Acapulco, but has not much to do with the old town, you even get there by new motorway that bypasses the actual town. They founded it a around the next bay. Today is a popular holiday spot for wealthy kids trying to their Spring Break time in luxurious hotels, amongst which Princess is the one to be, drinking and having parties. I have a feeling that all kids from Mexico City know topography of Diamante, always sharing tips about bars, clubs and hotels.
We don't have to travel far to enjoy tranquil, semi-virgin Pacific beaches, Pie de la Cuesta conserved it charm and invites us to relax on endless and spotless sandy beaches. Small hotels and fonditas offers decent accommodation and the greatest seafood. There is one place I always visit, Yolanda Yopez has the greatest ceviche, fresh fish and barbecued shrimps!
You might be interested in a boat trip to the lagoon that wraps the town, but please don't eat on the island, Montezuma is awaiting with his revenge over there.
Barra Vieja used to be a fishermen's village, far away from the glamour of Acapulco, where you could experience untouched Mexico. It has changed in a nightmare, at least for me, it is always crowded and busy, but the crowd is different there are mexican families going there. By saying a mexican family I mean grandma, mum and dad, at least three aunts and two uncles and fifteen maybe more kids screaming and crying, everyone is eating and eating. Fat moms and aunts worked all night long to prepared greasy meat and dozens of tortillas... and for some unknown reason they always bath in their cloths....
Playa Ventura is a almost beach lost somewhere around no-name beaches in south Guerrero. Pacific can be very brave here, once I was sucked into the water badly, so maybe try to be careful. There are few small, nice hotels next to the beach. You will enjoy long afternoon walks along endless beach and breathtaking sunsets.
Ixtapa. One of the resort build according the the government program shares the sad story of Cancun, Los Cabos and Huatulco. Overpriced chain hotels, restaurants and bars offers the fastest way to spend all your savings. I am always asking myself why the hell some wants to live in twentythree storey hotel if just few kilometers away you can rent a cabaña on the beach...
Zihuatanejo was to be an alternatives to the government program started by local entrepreneurs. No doubt it is far less crowded, commercialized and global. On the beach you will still find a few mooring fishermans boat and in the morning a sea food market where the local chiefs fight for the best fishes and shrimps. I did some mediocre diving over there, that I would´t recommend.
Barra de Potosi shares the story with Barra Vieja, once a laid back village now almost a low-cost shopping mall with food court. No doubt the beach is good, but ocean can a bit brave, you might want to ask locals if to dip in or not. Maybe if you try it over the week it would not be that crowded. It is my favorite beach of north Guerrero though.
There are more beaches in Guerrero, my friends are saying that Playa Michigan and Playa Coral are good, I hope to visit them soon.
Acapulco
Ixtapa
Zihuatanejo
Polski tytuł byłby przynajmniej wykroczeniem, w słowie plaża nie ma białego piasku, ani palm kokosowych, ani szumu Pacyfiku tym bardziej surferów, hamaków i ceviche, są za to darłowskie budy ze smażoną Tołpygą i tłustym Halibutem, skrzętnie rozstawianie parawany od wiatru i zimna, mętna woda Bałtyku i kilka promieni słońca.
Pamiętam jak jeszcze w liceum czytałem książkę Herman Melville Moby Dick i marzyłem o Pacyfiku. Bo Pacyfik to nie jest morze czy ocean. Ma w sobie magię, tajemniczość, jest porywczy i nieprzewidywalnym, jak kapryśna i piękna kobieta. Kiedy pierwszy po raz przyleciałem do Meksyku od razu chciałem jechać na plażę, pierwsza jak przeszła mi przez głowę to Acapulco. To była pomyłka. Po trzech latach plażowania chcę Wam opowiedzieć gdzie jechać i co się robi na plażach Meksyku.
W Meksyku możemy mówić o kilku regionach plażowych, mamy też kilka kurortów, o których jedynie wspomnę, bo ich zwyczajnie nie lubię:)
Plaże Pacyfiku Region Południowy- Oaxaca i Guerrero
Acapulco. Zacznę tutaj bo to moje ulubione miejsca. Pierwsza plaża, jak wspomniałem już wcześniej to Acapulco. Miałem pecha to plaża miejska, brudna, peeeeełna i samo miasto, podupadły i tandetny kurort. W rankingu na najbardziej niebezpiecznie miasta w Meksyku wiedzie prym, ciemne interesy karteli narkotykowych w tamtejszych dyskotekach skutecznie odstraszają rozsądnych meksykanów, tylko czasami jacyś biali turyści szukający guza zapuszczają się w tamte rejony.
Acapulco Diamante. To całkiem inna historia. Wybudowane dla bogatych i bardzo bogatych, tutaj znajdziecie najlepsze wielogwaizdkowe hotele, ze słynną Princess na czele. Dużo czystsze plaże, mniej ludzi, bardziej ekskluzywnie. Ma nawet swój fragment autostrady, która szerokim łukiem omija stare Acapulco. Również nie polecam.
Pie de la Cuesta. Nie musimy się daleko ruszyć, żeby doświadczyć prawdziwych plaży Pacyfiku. Ta dwadzieścia kilometrów na północ od Acapulco zaprasza na swoje szerokie, piaszczyste plaże, do małych hotelików i pod małe palapy gdzie serwują najlepsze owoce morze. Zachody słońca w Pie de la Cuesta przyciągają setki spragnionych odpoczynku turystów. Zawsze znajdzie się wolny hamak czy pokój w małym hotelu a może w cabañi. Miejmy się jednak na baczności, otwarty ocean łatwo wciąga, a fale mogą nas nieźle pogruchotać. Polecam, szczególnie, że jest blisko miasta Meksyk:)
Barra Vieja. Z Acapulco dojedziemy tam w niecałą godzinę. Niecałe dziesięć late temu była to jedynie osada rybacka na dziewiczej plaży, oglądając stare zdjęcia można jedynie zatęsknić za spokojem i rybakami. Małe bary i restauracje przejęły plaże, wszędzie tandetne plastikowe krzesła i stoliki (tak te same co u nas w brach przydrożnych w latach dziewiędziesiątych), natrętni kelnerzy nawołują, żeby zjeść u nich. Do Barra Vieja przyjeżdżają też całe rodziny meksykańskie. Jak mówię całe myślę: babcia, która w koszyku niesie trzy kilogramy kupionej tego ranka tortilli, mama z przenośna lodówką, w której chowa wcześniej przygotowane guacamole, frijoles, kurczaka, wątróbkę, chicharron, smażoną cebulę dymkę i limonki, ojciec rodziny, który niesie ze sobą trzylitrowe coca-cole i tutejsze oranżady, są też pewnie dwie grube ciotki, jedna pewnie ciągle w wałkach, druga wyciąga z torby smażone kurczaki i salsy, i gromadka krzykliwych i otyłych dzieci, które z pewnością jedzą lody albo chipsy. Rodzina Hernandez, tak ją nazwijmy, zapłaci właścicielce stolików i palapy sto pesos i zostanie tam na cały dzień. Nieznośne dzieci nie umieją pływać, boją się wody i nawet jeśli już wejdą do nigdy nie zdejmą ubrania... Polecam jedynie z meksykańską rodziną.
Playa Ventura. Zagubiona gdzieś wśród nienazwanych plaż Guerrero ma jedynie kilka małych hotelików, bardzo silne prądy morskie, sam byłem świadkiem prawie dwóch utopień, mnie zresztą też wciągnęło na chwilę. Jak możecie się domyślić jest tam baaaardzo spokojnie, jedynie co słychać to szum fal. Polecam
Ixtapa. Rządowy program budowy kurortów w Meksyku nieszczęśliwie zaczął się od Acapulco, potem było już tylko gorzej Cancun, Los Cabos, Ixtapa a ostatnio dołączyły do niego Zatoki Huatulco. Beton, wielkie hotele, promenady, jedzenie z sieciówek, zorganizowane wycieczki, delfinarium. Wszystko doskonale przygotowane na kosumpcjonizm tak głęboko zakorzeniony w amerykańskim (w tym meksykańskim) społeczeństwie. Jako turysta niestety nie zobaczycie tam prawdziwego Meksyku, może będą farbowani mariachi, może będzie kuchnia Tex-Mex. Szkoda, kiedyś byłą tam piękna zatoka. Nie polecam
Zihuatanejo. Zaraz po drugiej stronie zatoki wyrosło miasto, które miało być aleternatywą dla centralnie rządowej Ixtapy, oparte na lokalnym biznesie i głowach. Zdecydowanie spokojniejsze niż sąsiedni kurort, na plaży ciągle stoją łódki rybackie, a poranny targ przyciąga restauratorów i ciekawskich turystów, jest mały ośrodek chroniący żółwie, które kiedyś miały tu swoje siedliska, nadmorska promenada i mercado. Mnie udało się nawet wypłynąć na nurkowanie, dodajmy, że takie sobie nurkowanie.
Barra de Potosi. Plaża położona niecałą godzinę drogi od Zihuatanejo, na cyplu wśród lasu palmowego, dzieli ona swoją historię z plażą Barra Vieja, kiedyś była tam osada rybacka, dziś wielka jadłodajnia na plaży, trudno tu znaleźć ustronne i ciche miejsce, może w tygodniu, kiedy wszyscy pracują a dzieci są w szkole. Znów polecam jedynie z meksykańską rodziną.
Podobno Playa Michigan i Playa Corral są warte zobaczenia, jak pojadę opowiem:)
No comments:
Post a Comment