August 2009
It was a sunny (it already sounds cliché, but it
was) and hot morning. Me, my sis and three of my girlfriends were
driving from Coba to Tulum. Our plan was to find a paradise beach,
somewhere on the Riviera Maya. Basically what we, or they, wanted was
palm trees, white, fine sand, turquoise water, small cabañas on the
beach, sunsets, maybe a few parties ...and I bet girls wanted to meet
tanned surfers:)
We where on the taxi, all sweated, tired and
uncomfortable, finally we exit the thick forest and started to drive
along the coast, when suddenly girls started to scream with
excitation.
-Aaaaa, stop, stop the car! It is here!
-It is amazing!
-Fuck !!!
I look at them, later on my right... yes we arrived
to the Paradise. This one was called Playa de Pescadores. Apart from
the dreamt beach there where fisherman's boats, seagulls, few indie
backpackers and a restaurant with a decent seafood.
We spent there great time, laughing, swimming,
sunbathing, snorkelling, walking, taking sexy beach, sand and palm
pictures, falling in love with Tulum.
I was sure that sooner or later I'll be back there!
February 2012
I got back there with my
sis and mum. They came here to spent winter holidays. But...
Mayan used to call it Zama - City of Dawn. For
years it used to be a tranquil refuge from cities, people, rush,
civilization and present. Unfortunately it is changing rapidly and
without any plan.
It is not virgin or
semi-virgin any more. You shouldn't be surprised meeting a bunch of
Australian or French kitesurfers or yogis from South Africa hanging
around. In the south there is Zona Hotelera which looks like a proper
town with hotels, bars, restaurants, spas, shops (sic!). Seems to be
very sustainable, green, bla bla bla and all the hippies go there but
locals are concerned about their homeland. The newcomers (in majority
Europeans - Italians, French and Germans) are invading mangroves and
jungle furtively, depriving animals, their home , destroying
ecosystem.
Obviously it is not like
Cancun or Acapluco with towers, massive resorts, industry
disconnected from local culture and people, but it is not a laid-back
place where you meet miejscowych to chat. Sadly the place had lost it
unique charm and authenticity, it used to be a Mayan port city,
turquoise water and a few cabañas, fisherman's, now it become just a
regular resort.
Fortunately cenotes are still unexploited.
Diving in cenotes takes
you in a different world. The water is
so pristine that you feel like
floating there was no gravitation, rays of sun enter through eroded
rocks inside under the water creating an extraordinary spectacle of
darkness and light. Sometimes you swim through a dark duct to get to
a bigger chamber where bats are hanging form the ceiling or if the
water is very calm you can see the reflection of you form under the
water (that is really awesome). There is a yellow rope guiding you
thorough t the maze of Hades. Man, just do it!
I realized that you might
not know what a cenote is...
The bedrock of Yucatan is
build with fragile, thin and delicate layer of limestone. Years ago
meteorite fall on the peninsula and the rocks collapsed exposing the
shallow underground water. Due to the material, generally, cenotes
creates system of connected underground caves easy to explore.
People says that few of
them where also entrances to underground Mayan temple, but
unfortunately I have never seen that.
Please if you go there don´t use a sun cream, or
use it at least half an hours before entering the water the same with
mosquito repellent. You won´t get sunburn or bitten by mosquito in
the cave. All the chemicals pollute the water.
(Please use the same logic approaching coral reef
or entering any sea, river, lake ).
Last week there was a conference
about future of Tulum.
Sierpień 2009
Z Coby do Tulum kursuje jeden autobus dziennie, nie przyjechał. Cóż musieliśmy znaleźć taryfiarza, zbić cenę do połowy przekonując go, że się zmieścimy w piątkę do taksówki, że to wcale nie jest tak daleko, i że jak będzie policja to schowamy głowy tak, żeby widziała jedynie trzy blondynki z tyłu. Udało się. Czar i uroda mojej siostry i koleżanek podziałały jak zwykle.
Tak, poranek był piękny, niebo- jak przystało na
niebo- niebieskie, ptaszki ćwierkały a my mieliśmy do przebycia ze
czterdzieści, może kilometrów, w bardzo gorącej i dusznej
taksówce bez klimatyzacji, gdzie otwierało się jedno okno. Gdy
wyjechaliśmy wreszcie z dżungli i zaczęliśmy jechać wybrzeżem
zrobiło się dużo przyjemniej.
Jechaliśmy do Tulum, nie rezerwując, nie szukając
niczego wcześniej, chcieliśmy turkusowe morze (takie jak z
widokówki), biały, drobny piasek, zwichrzone wiatrem palmy i mały
domek na plaży.
Jedziemy i jedziemy. Nagle, dziewczęta zaczynają
krzyczeć:
- To tu, zatrzymać się!
-Wow!
- O (głęboki oddech) kurwa!
I tu się właśnie zatrzymaliśmy. Lista wymagań
został spełniona, doszły jedynie hamaki wiszące pod palmami, małe
kutry rybackie, białe mewy, bar na plaży i knajpa z przyzwoitymi
owocami morza.
Na Playa de Pescadores zostaliśmy kilka dni- śmiejąc
się, pluskając w kiczowato lazurowej wodzie, leżąc na piasku tak
białym, że wydawał się sztuczny, nurkując na rafie koralowej,
robiąc zdjęcia jak z Vivy, jedząc pyszne ceviche i pijąc litry
michelady!
Wtedy wiedziałem, że tam wrócę.
Luty 2012
Tak jak pomyślałem, tak
zrobiłem. Tej zimy na meksykańskie wakacje przyjechała nie tylko
moja siostra ale i mama. Postanowiliśmy zobaczyć to co najlepsze z
południowego Meksyku. Wiązało się to z długimi nocami w
autobusach i kilkoma innymi niedogodnościami, ale one były Gotowe
na Wszystko.
Chcieliśmy spać w tym
samym miejscu i odpocząć tak jak kiedyś. Byłoby nam niezmiernie
łatwiej gdybyśmy ja bądź moja siostra znali choć nazwę tego
miejsca. Więc znów zrobiliśmy tak jak poprzednio jedziemy dopóki
nie znajdziemy Tej właśnie plaży. Ale...
Nie sądziłem, że w
ciągu niespełna trzech lat Tulum mogło się tak zmienić!
Majowie, nazywali je
miastem zmierzchu, przez lata, to właśnie tu można było uciec od
zgiełku, miasta, cywilizacji, dnia dzisiejszego. Odpocząć.
Krwiożercze (a co
tam!) macki imperializmu i globalizmu dotarły też tu! Byłem dość
zaskoczony widząc australijskich kitesurferów furkoczących na
wietrze czy joginów z Południowej Afryki wyginających śmiało
ciało podczas zachodu i wschodu słońca. Kilka kilometrów na
południe od stanowiska archeologicznego powstała miasteczko
hotelowe. Tam znajdziemy bar, restauracje, spa, sklepy- wszystko
czego (nie-)potrzebuje współczesny człowiek! Udają, że są
bardzo ekologiczni, fakt wszystko wybudowane jest z drewna, ale mam
wątpliwość czy nie pochodzi ono, np. z Kanady, wszędzie są
panele słoneczne i inne wynalazki. Ale kiedyś to było bardziej
ekologiczne- tylko zimna woda, prąd tylko przez godzinę po
zachodzie słońca i to w trzech gniazdkach, bez basenu z chlorowaną
wodą. Lokalni skarżą się bardzo, że Nowi zabierają im ich
ziemię, klientów, a najgorsze, że zaczynając zabudowywać lasy
namorzynowe!
Nie ma już swoistego
kontaktu z miejscowymi. Kiedyś właściciele kilku cabañi na plaży,
z którymi spędzało się wieczory słuchając opowieści o morzu i
lesie, dzikich zwierzętach, obyczajach i tradycji, dziś pokojówki
czy kelnerzy, z którymi już nie tak łatwo zwyczajnie pogadać przy
piwie.
Dla mnie chyba najciekawsze są cenotes. Ciągle nieodkryte, schowane głęboko w lesie. Powinienem zacząć od tego co to jest.
Podłoże skalne Jukatanu
zbudowane jest z piaskowca. Wieki temu, spadł tu deszcz meteorytów
szatkując i dziurawiąc delikatną strukturę i odsłaniając
płytkie wody. Przez lata, wskutek erozji, wiele pojedynczych jaskiń
połączyło się tworząc podziemne (i podwodne) labirynty.
Mówi, się że niektóre
z nich były wejściami do świątyń majów. Jeśli to prawda to
chcę.
Nurkowanie w centoes to
przeżycie jedno w swoim rodzaju. Woda, kryształowo czysta, sprawia,
że masz wrażenie jakbyś lewitował, zamknięty w jaskini tak
naprawdę nie wiesz gdzie jest górą a gdzie dół. Pływasz
podziemnymi korytarzami z jednej części do drugiej, czasami przez
ciemne, czarne wąskie tunele, żeby wpłynąć do wielkich
podziemnych komnat, gdzie przez zerodowane wiatrem, deszczem i
czasem skały, przedostają się promienie słoneczne, które pod
wodą przybierając kolory od zielonego po błękit. Mhhhhh...
Apel.
Jeśli wchodzicie do cenote, jeśli wchodzicie do
jakichkolwiek zbiorników wodnych, posmarujcie się kremem na
opalanie i maścią od komarów przynajmniej na pół godziny przed.
Nie chcemy przecież zniszczyć tych cennych ekosystemów,
zanieczyścić wody!(ani wychodzić śmierdzący od repelentów na
komary!)
Dziś na rynku dostępne są już tzw. środki
biodegradowalne, ale są drogie i sam proces produkcji budzi pewne
zastrzeżenia.