Sunday, 4 December 2011

Zacatecas

First rays of sunrise sun coming through the blind had woken me up. I realized that I am in the bus. I checked my watch, it was seven in the morning. I was already in Zacatecas State, soon arriving to the capital. Overnight the landscape has changed drastically. Spacious flatlands with a few burnt-out bushes, yellow grasses and cactuses replaced green and fertile mountains of central Mexico. There were less people, less cars, less houses, less everything. Finally. Real Mexico is out of DF.
Sun is different this days. I can't use to it. For me the summertime is not over, mainly because of pretty high temperature, the fact that I still wear t-shirt and flip-flops instead of thick wool coat and warm gloves. Rays are not that hot though, the morning and the evening ones are very long, orange, and not that bright. The sky took on a different colour too, it is not so bright and blue is definitely different. Frankly, it is hard to explain. You have to come over and see that.
When I arrive to Zacatecas I knew I am in north Mexico. The vaqueros (cowboys) were all over the place. A white-ish cowboy hat, a handmade leather boots, a pair of jeans reveals the true. Two years ago I would bet that I am in Texas, but south of USA is mexican. Well, it used to be Mexico, but someone(!) trade it.
At the very begging I was a bit lost. I took the first local bus to the centre and once it was passing by the first historic-looking church I hop-off. Too early. Then I lost in messy grid for at least an hour looking for anyone that could help me. Finally following the aqueduct I got to the charming city centre.
What is worth seeing in Zacatecas? First of all the the city. Weaving narrow streets and callejones you will discover the history of a former capital of silver. Each corner hides a new secret, a plaza, a panoramic view over the valley, baroque church, an artesian candy shop...

Museo Pedro Coronel was a big, very big, positive surprise. When your guide book says a modern art museum and it is in the middle of nowhere, you are not expecting a lot. I shouldn't judge so fast, I am really ashamed. The museum has a breathtaking collection of drawing starting from Braque, Picasso, Ernst through Dali, Chagal, Miro to Orozco and Rivera. Mind blowing... Besides they have a small collection of ancient art form all over the world. It would nothing special, but they exibit the pieces from Indonesia, Angola and Mexico next to each other to emphasize the similarities. <3

If possible, I and probably everyone, wants to see the city form above. To admire the genius of the one who designed, of the one who redesigned it (community), the simple beauty of colourful rooftops, green parks, people passing by... You have to climb pretty steep stairs to get to the lower station of teleferico, which will take you to the Cerro de la Buffa. There is a church, monument, viewing platform there and the view. It is windy there.
In the ex-convent of Franciscans there is the next stunning museum.
The question: "To a museum or for an exhibition?" was more than actual there. The place is know as a Mask Museum. No without a reason - it has a collection of 1en thousand masks! So you can wander around hours and discover ones from Veracruz, ones from Chiapas or Tabasco. After seeing probably two hundreds you don't wanna see more, but to leave you have to pass all of them.
But... before you start the mask-education you enter in a fairytale land- the convent. It reminds me of the history Romeo and Juliet, though is nothing like Verona.
I can imagine Romeo in the patio calling:                                                                                     

But soft! What light through yonder window breaks?
It is the east, and Juliet is the sun.
Arise, fair sun, and kill the envious moon,
Who is already sick and pale with grief                                                                                      

Genius loci of the convent is worth to admire. You just want to sit and think. What happened there? Who was living here three hundred years ago? Was it like that? Did they even realized how beautiful is this place?
I had to leave Zacatecas late afternoon. All the hostel were booked. I decided to spent a night in a nearby pueblo magico-Jerez.


Obudziły mnie promienie porannego słońca. Byłem w autobusie, spojrzałem na zegarek. To dopiero siódma rana. Byłem już w Zacatecas, wkrótce powinienem dojechać do stolicy stanu. Krajobraz północy znacznie różni się od okolic Miasta Meksyk. Bezkresne równiny, spalone słońcem karłowata drzewa, porozrzucane kaktusy, wielka otwarta przestrzeń. Bez ludzi, bez samochodów, bez miast. Cisza i spokój. Chciałoby się powiedzieć: Witamy w Meksyku!
Ostatnio słońce jest jakieś inne. Trudno się do tego przyzwyczaić. Dla mnie lato ciągle trwa. Wieczny sierpień. Promienie słoneczne nie są już tak gorące, ale potrafią poparzyć skórę. Mają ciepły pomarańczowy kolor i nie są tak jasne. Drzewa, domy, ludzie rzucają długie, wyraźne cienie. Niebo mimo, że niebieskie i bezchmurne, też jest jakieś inne. Nasze zimowe niebo w słoneczne dni przyjmuje intensywny, głęboki szafirowy kolor, to jest dużo jaśniejsze, jakby nie starczyło farby.
Kiedy dojechałem na dworzec zacateński wiedziałem, że jestem na północy. Południe Stanów Zjednoczonych i Meksyku muszą być do siebie podobne, przecież w końcu do niedawna były jednym państwem. To kraina kowbojów. Prawdziwy vaquero ma długie, skórzane buty najlepiej brązowe z długim szpicem i na dość wysokim obcasie, czasami ze skóry kajmana lub węży, jasny kapelusz z wełny lub włosia króliczego, skórzany pasek, niebieskie jeansy Wranglera (!) i jasną koszulę.
Uwielbiam krążyć i gubić się w gęstwinie małych uliczek, iść przed siebie i błądzić, napotykając na barokowy kościół, niewielki plac z drzewami pomarańczy, mała czekoladziarnię gdzie mogę wreszcie zobaczyć jak się się ją wytwarza i jak smakują owoce kakaowca, taras z którego rozciąga się widok na miasto. To czeka w Zacatecas.

Gdy się już znalazłem i pogodziłem z moją mapą poszedłem do Museum Pedro Coronel. Sceptycznie podchodzę do muzeów sztuki nowoczesnej gdzieś na prowincji, daleko od tego gdzie wszytko się dzieję. Biję się w pierś i jest mi wyjątkowo wstyd, że tak właśnie pomyślałem i tu. Kolekcja rysunków jest imponująca jest Braque, Picasso, Ernst, Miro, Chagal, Dali, Arp, Orozco, Riviera i więcej... Można zapomnieć o bożym świecie.

W tym roku chyba nie pojadę kolejką na Kasprowy Wierch. Zastąpić to, prawie, może teleferico na Cerr de la Buffa. Żeby dostać się na górę najpierw trzeba pokonać chyba z tysiąc stromych schodów, które prowadzą na stację dolną, żeby tam wsiąść do wagonika. Maszynista-przewodnik opowiada historię miasta i miejscowe legendy, pokazuje wszytko co należy zobaczyć.
Na górze jest kościół, w którym para młoda szykuje się do ślubu, punkt widokowy i mauzoleum.

To co najlepsze zostawiłem sobie na koniec- Muzeum Masek. Jak dla mnie dziesięć tysięcy (!) masek nie jest powodem, żeby tam przyjść. Samo miejsce jest jak z z dramatów Szekspira. Stare popękane mury, kamienne łuki, rozwarte kopuły, zielone ogrody z kwitnącymi magnoliami i forsycjami, balkon, taki na którym czekała Julia, płożące się drzewa oliwne, cyprysy... i pomyśleć, że był to kiedyś klasztor franciszkański
Wyjechałem z miasta tuż przed wieczorem, wszystki miejsca w hotelach zajęte, niebawem miałem dojechać do Jerez.