Tuesday, 26 July 2011
Dookoła a nie wzdłuż Ameryki Środkowej/ The Big Trip Epilogue
Dziś już sama nazwa jest niewłaściwa, zdeaktualizowała się na samym początku kiedy mnie jędza nie wpuściła na pokład. To była podróż przez Gwatemalę, Salwador (gdzie pierwotnie miałem nie wjeżdżać), do Nikaragui i tam rzeczywiście dookoła, wracając przez Honduras i jeszcze raz Gwatemalę (tym razem środkową i północną), do Belize i ostatecznie do Meksyku.
Szkoda, że to już się skończyło. Ale zaczyna się nowe. Le Roi est mort, vive le Roi!
Now the name doesn't sound that cool. I should have said, the trip. From new perspective, big will be bigger, can't wait, but I know it is not going to happen very soon.
This was a fascinating trip, meeting distinct cultures, attitudes, people, discovering, learning, enjoying and having fun. I really regret I haven't reach Panama and even Costa Rica, but I realized that I didn't have enough time (when planning I was sure 2 months should be more than enough), well I have more places to visit left. Now I am and I will be in Mexico for a bit. I will be reporting form here and around. Le Roi est mort, vive le Roi!
Cay Caulker
Z jednej wyspy popłynąłem na kolejną. Belize to dla mnie wyspy i rafa koralowa, jedynie przejechałem przez Belize City i Belmopan i zatrzymałem się na chwilę w magicznej Dangridze, ale z tego co wiem to za dużo nie straciłem.(Niech mnie ktoś poprawi jeśli się mylę.) Motto Cay Caulker to Go Slow! co można tłumaczyć jako zwolnij albo bardziej jako Stary Wyluzuj! Wiało i wiało, i wiało, nie udało mi się zanurkować i zobaczyć fantastycznej, podobno, Hol Chan, Blue Hole, Half Moon i wszystkich bajerów... Następnym razem!
Udało nam się co prawda namówić jeden dive-shop na nurkowanie...To było coś! Fale ze trzy razy wyższe niż łodka, więc zanim dotarliśmy już połowa chętnych wystawiała się za burtę oddając morzu śniadanie. Druga połowa, bardzo podekscytowana miała problem ze skokiem do tyłu przez burtę, bo fale były wysokie i czasami trzeba było skoczyć 3-4 metry w dół, tyłem. Widoczności nie było, tzn. że ledwo widzieliśmy przewodnika, zresztą nie wszyscy widzieli, i się zgubili i zaraz wypłynęli na powierzchnię. Mnie udało się podryfować trochę, zobaczyć niewiele i przede wszytkim wystraszone miny niektórych nurków. Mimo to muszę przyznać, że było to dobre doświadczenie.
Najlepszym punktem był jednak rejs z Raggamuffin.Popłynęliśmu piękną, drewnianym jachtem na nurkowanie powierzchniowe aby zobaczyć podwodne ogrody, żerowisko rekinów(!). Wszystko w świetnym towarzystwie, w rytmach muzyki reggae zakończone piciem belizeńskiego rumu.
Hoping for more relaxed time I went from Tobacco Cay to Cay Caulker. For sure this was not so quiet, it was way bigger and the main reason that ppl are coming here is partying (which I didn't know until I hop on the boat going there) and few of them diving and snorkelling. So it was the partiest and drunkest time of my trip.
The first thing (or ting as they say there) is an ubiquitous motto Go Slow! :)
The wind was blowing, blowing and blowing, sometimes hard and sometimes harder. So no one wanted to go to The Great Blue Hole or Half Moon I was very almost crying), more they didn't want to go to any local reef as well! Next time!
Well, we convinced one dive shop to go. Once we got few miles away from the shore we knew why. The waves where HUGE, they had 6-7 meters, so the ride was bumpy and many guys got proper seasickness. Back-flip wasn't easy too, cos the waves where a bit terrifying and sometimes you had to jump three meters down. Once we got under the water we realized that we won't see much, well some guys even lost the guide! It was an experience, fortunately my and my buddy where calm and enjoyed diving! The next day I had an amazing snorkelling trip on a proper yacht (!). Not only I saw turtles (which by the way I see almost every time I dive) but tens of sharks, few rays and amazing coral gardens. We end up drinking rum punch on the deck listening to reggae music...
Saturday, 2 July 2011
Tingz mus go!
South Belize and basically the entire costal part of the country is inhabited by Creol and Garifuan people, they have changed this small piece of land in the the most laid-back place I have ever been to. Welcome to the true Carabbean!The topic of this post I found at one of the stands in the town and this is the way they do speak english here, f**** hard to understand. Well, when they speak with you you might, small possibility, undertsand, but when you try to catch their chat it is just impossible, they mix it with Creol or Garifuna...