Wednesday, 25 May 2011

Tecun Uman & Xela














l
l







Tempo nieco spowolnilo, czas akcji przeszlosc, miejsce akcji Ameryka Srodkowa.

Przejscie graniczne pomiedzy Meksykiem a Gwatemala jest na rzece, w strefie przygranicznej czekaja rikszarze, zeby leniwcow przewiezc na druga strone Styksu.
W kontroli paszportowej zamiast Hola, Buenas, Passaporte uslyszalem lekko koslawe czesc. Jak sie za chilwe okazalo sie, pogranicznik, mieszkal w najwiekszym niegdys polskim miescie- Chicago, a bylo to 2o lat temu. Poznal tam wielu ziomkow i z wieloma sie zaprzyjaznil. Jak kazdy obcokrajowiec umial trzy zwroty podstawowe : czesc, jak sie masz i kurwa mac :P
Z Tecun Uman musialem pojechac do oddalonego o cztery kilometry dworca autobusowego, tym razem ja okazalem sie leniwcem i boi-o-swoje-rzeczy-i-zycie-dupa. Stamtad mialem jechac prosto do Quetzaltenango (teraz stop, przeczytaj to na glos i powtorz i zapamietaj, wraz z Chichicatenango czy Chimaltenago). Okazalo sie, ze nie ma autobusow do Xela´i ( oni tez sobie upraszczaja zycie i tak nazywaja Quetz...), jedynym sposobem zeby sie tam dostac to jazda z dwiema przesiadkami tzw. chicken busem

CHICKEN BUS ( musza sie pojawiac co jakis czas dygresje)
Gwatemalczycy sprowadzaja ze Stanow nieuzywane juz zolte autobusy, ktore w USA dowoza dzieci z przedmiesci do szkol. Tu oni je pimpumuja: najpierw przemalowywuja na przynajmniej 5 roznych kolorow, kolejno dodaja gwiazdy, blyskawice, ognie, zwierzeta i czego tylko dusza zapragnie. Do srodka pchaja dwa razy tyle siedzen ile bylo przedtem. To taka ichniejsza wersja Ryanair'a, mozna smailo powiedziec. Oprocz kierowcy, o zdolnosciach Fernando Alonzo'y, jest jeszcze jedna osoba: bileter, naganiacz, pilot, ladowacz, ktory ze zwinnoscia lemura wskakuje na dach i laduje kosze ze zwierzetami (kaczki, kury, golebie), owoce, rowery, telewizory...

Po piecio godzinnej jezdzie z przesiadkami zmeczony dotarlem do Xela´i jeszcze tylko jedno colectivo i jestem w hostelu.
Xela to drugie co do wielkosci miasto w Gwatemali, ma ponad stotysiecy mieszkancow, dziala tam dosc preznie kilkanascie szkol jezykowych, dlatego miasto wydaje sie powoli westernizowac, bardzo powoli... a i mozna spotklac sporo bialych.

GRINGOS czyli bialasy
Zawsze zatnawiam sie czy mnie widac, czy widac ze jestem turysta. Wlasnie w Xela'i zorientowalem sie jak bardzo. Jedynm rzutem oka na plac glowny mozna zobaczyc kto jest stad a kto przyjezdny. Zdradzaja nas nie tylko kolor skory, ale tez wzrost... gwatemalczy nie nosza krotkich spodni ani sandalow ( nawet przy 40 stopniach).

Tu kobiety wciaz nosza folkowe stroje ( i teraz tak naprawde nie wiem czy ciagle je mozna nazwac folkowymi czy po prostu codziennymi) a gros dzentelmenow nosi kowbojskie kapelusze ( one to sie chyba rozprzetrzenily sie na cala Ameryke). Dla turysty intersujacy wydaje sie jedynie Parque Central i to wszystko, reszta to zwykly miejski sprawl, biedne suburbia, poskelcane domy bez kanalizacji; szerokie, brudne, brudne i jeszcze raz brudne ulice, zadnych parkow (moze i lepiej). Powiedzialbym, ze maja jeszcze przyzwoity targ, gdzie mozna kupic slodkie, dojrzale i smaczne mango, pomarancze, banany, papaje... ale chyba kazde miasto czy wioska Ameryki Srodkowej takowy ma.
Warto jednak zobaczyc okolice Xela´i ( tak sie zastanawiam czy ktos to jeszcze czyta, niewazne, strona numer siedemnascie) kilka wiosek i moze pokapac we Fuentes de Georginia.

Najbardziej zakakujac byla wioska Zunil, gdzie wierzenia Majow mieszaja sie z chrzescijanskimi (bardzo przypomina mi to San Juan de Chamula w Chiapas, Mx). Mieszkancy niewilelkiej wioski w gorach czcza San Simon i wydaje sie ze to on tu jest numerem jeden. Sam Simon ma swoj dom gdzie mieszka. Wlasciwie mieszka tu kukla, kukla ktora ma swoj salon, sypialnie i garderobe. Szamani codziennie sadzaja go na krzesle w jego salonie i ubieraja, nie moze zabraknac okularow przeciwslonecznych i kowbojskiego kapelusza. Wieczorem zas przebieraja go w pizamke i klada do lozka, tak poprostu. W ciagu dnia mieszkancy trzy razy dziennie skladaja mu ofiary z zywych zwierzat- kury albo golebia. Napierw odcinaja glowe biednemu ptakowi, krew wlewaja do jednego kielicha a reszta lezy na duzej plastikowej tacy, potem szaman zanosi to wszystko na dach i pali razem z ziolami.

Po tej dosc ekstrawaganckiej wizycie mozna sobie odpoczac w goracych zrodlach, osiem kilometrow od Zunil, gdzie woda dochodzi do 52 stopnii celcjusza, czyli taki rosolek. Jakby tego bylo malo one tez maja dosc niezwykle polozenie-caly czas wisi tam gesta mgla, ze widac tylko na odleglosc dwoch moze trzech metrow.... ach ta mistyka majow

CDN

So, from Ciudad Hidalgo I cross the massive steel bridge to Guatemala, what I found funny the gurad knew copule of words in polish. I cautch a tricicleta ( it's riksha style bike) to the bus terminal. Obviosuly there where no buses to Quatzeltenango ( now, stop and try to read and remeber it and than ask for direction) they told me that I can go there and catch a
chicken bus ( Relahau) and change there for a bus to (...ltentango) and form there it is just 15 km to Xela ( which is the abbrevation of Quetz...).

CHICKEN BUS ( I don't really know why it is called chicken and not pork for instace)
I am sure you know, at least from the movies the yellow bus that takes kids in US to the school. So guatemalian imported many of them, pimp them up painting in rainbow colours adding some stars, animals, thunders... and now they are the only buses in Guate. Aparat from the driver there is also one guy - who is helping and selling tickets, packing animals, fruits, bikes and refrigerators on the roof.

So after 5 hrs I was in my hostel, happy to leave my passport and money in the savebox and just walk around. Xela is a bit westernized city, there are plenty of Spanish language school and many students, most of them are americans. All, almost all, americans have this amazing american-Spanish accents.

GRINGOS
I was always wondering if you can see, straightaway, all the whities turists. So yes. One glimps and I could count all the gringos on the square. And it is not only colour of the skin but also the cloths-Guatemalan don't wear shorts, flip-flops or sandals and shades.

Here ladies still wear beautiful, ethnic dresses and all the gents have hats ( the same as in Texas and probobly in entire America). For a turist there is not much to do in Xela, the historic center is just, literally, one block. Apart from that, there is a market that seems to be cool. You can get there fresh, juicy and sweet mangoes, papayas, bananas and drink my favourite licuados ( finally!)

Around Xela there are couple of nice villages where christian and western culture mixes with the Maya's tradition and believes. In Zunil they worship San Simon. He used to be Maya god and now he is a christian saint(!) San Simon has his own house with bedroom, walk-in wardrobe... He, a plastic toy, changes everyday, wears sunglasses and cowboy hat. In the evening shaman takes him to his bedroom and San Simon sleeps there. Villagers, apart from praying, also scarify animals ( pigeon or chicken), cutting the head and pouring the blood in the the goblet and than shaman burns everything on the roof. In spite of protest of priest they also take the doll for Easter celebration, dancing (!), eating and partying with it!

After this extravagant experience you can just enjoy hot spring in Fuentes de Georginia cover with mystic fog..wrau...mystic Maya world

No comments: